czwartek, 3 kwietnia 2008

Zakończenie

Celem niniejszej pracy było przedstawienie czytelnikowi migawki z życia Łodzi w bardzo ciekawym momencie historii, jakim był przełom marca i kwietnia 1981 r. Autor pracy chciał nie tylko ukazać, co i jak pisano w łódzkich gazetach, ale też przybliżyć motywacje dziennikarzy, którzy w tych gazetach pracowali. Obraz wydarzeń bydgoskich i kryzysu, który po nich nastąpił jest bardzo złożony, bo patrzeć trzeba na niego z wielu perspektyw. Na ocenę tych wydarzeń sprzed prawie 27 lat patrzeć trzeba zarówno przez pryzmat układu sił w PZPR, jak i w NSZZ „Solidarność”. Z drugiej strony należy wziąć pod uwagę specyfikę poszczególnych gazet, które ukazywały się w Łodzi, jak i osobiste preferencje łódzkich dziennikarzy. Na to bowiem, co i jak pisano w łódzkich gazetach, zarówno oficjalnych jak i tych wydawanych przez NSZZ „Solidarność” wpływ miało wiele czynników.
W przypadku gazet oficjalnych wziąć trzeba więc pod uwagę zarówno wytyczne KC PZPR przygotowane przez Wydział Prasy prezentowane dziennikarzom na odprawach w KŁ PZPR, jak
i poglądy poszczególnych redaktorów naczelnych i samych dziennikarzy. Należy także pamiętać,
że na stosunek poszczególnych gazet do NSZZ „Solidarność” nakładał się stosunek do „odnowy”
w PZPR. Oceniając zawartość gazet z 1981 r. należy też pamiętać o ogólnej sytuacji w Polsce.
I wystrzegać się popełnienia błędu patrzenia na sposób prezentacji poszczególnych treści z dzisiejszej perspektywy. To znaczy z perspektywy wolności słowa. Dzisiejszego czytelnika dziwić może, że
w gazetach codziennych nie było wielu komentarzy dziennikarzy, że brak felietonów czy innych tekstów powstałych w łódzkich redakcjach, w których czytelnik mógłby w bezpośredni sposób zapoznać się z poglądami autorów. Jedynym właściwie przykładem takiego tekstu był artykuł Jerzego Katarasińskiego, zastępcy redaktora naczelnego w „Odgłosach”. W gazetach codziennych właściwie do prezentowania własnych poglądów, szczególnie w okresie tak wyjątkowym jak ten, który nastąpił po 19 marca 1981 r. łódzkim dziennikarzom wystarczyć musiały mniej bezpośrednie formy wyrazu. Takimi formami było pominięcie części tekstu w depeszy z PAP, dobór rozmówców z sondzie przygotowanej 27 marca w dniu strajku ostrzegawczego, dobór uchwał i rezolucji, które kierowały
do łódzkich gazet nie tylko gremia społeczne ale, a może przede wszystkim, gremia partyjne. Szczególnym przypadkiem było zaznaczenie ingerencji cenzury, jak w GR z 30 marca czy informacja, że rezolucja łódzkich dziennikarzy nie może znaleźć się w gazecie „z przyczyn niezależnych
od łódzkich dziennikarzy”. Ówczesny czytelnik doskonale zdawał sobie sprawę jakie to niezależne przyczyny spowodowały niemożność zamieszczenia uchwały otwartego zebrania partyjnego.
W kwietniu 1981 r. nie istniał monopol władzy na dostęp do mediów i kształtowanie informacji. NSZZ „Solidarność” udało się ten monopol przełamać. Przykładem może być właśnie wspomniana wyżej uchwała. Skoro nie można jej było zamieścić w oficjalnej gazecie, to czytelnik mógł bez wielkiego wysiłku znaleźć ją w gazetkach ukazujących się poza cenzurą.

Sposób przedstawienia przebiegu wydarzeń bydgoskich był taki sam we wszystkich łódzkich dziennikach. Łódzkie redakcje nie miały żadnego wpływu na kształt informacji, która ukazała się
w gazetach w poniedziałek 23 marca. Zarówno GR, jak i DŁ oraz EI opublikowały ten sam materiał bez żadnych skrótów i dodatków. Podobnie było w całej Polsce. Jedynym wyjątkiem była „Gazeta Krakowska” oraz część gazet bydgoskich, które poza oficjalnym tekstem z PAP skorzystały
z informacji własnych dziennikarzy (Bydgoszcz) lub z materiałów przygotowanych przez MKZ („Gazeta Krakowska”). Jednak już w kolejnych dniach sposób prezentowania wydarzeń był różny
w poszczególnych łódzkich dziennikach. Paradoksalnie bardziej radykalny wydawał się w tamtych dniach DŁ a nie GR. Redakcja dziennika będącego organem PZPR prezentowała stanowisko znacznie bliższe partyjnym liberałom. Szczególnie dało się to zauważyć w dniach bezpośrednio po IX Plenum KC PZPR. Dziennik należący do PZPR najbardziej rzetelnie i bez echa walki
z kontrrewolucją prezentował także przebieg strajku ostrzegawczego. Na łamach GR nie próbowano wmówić czytelnikowi, że łódzkie prządki zostały „omotane”, że nie wiedziały przeciwko czemu strajkują. GR nie zamieścił uchwały ZNP w której protestowano przeciwko wciąganiu młodzieży szkolnej do akcji strajkowej, choć nikt w marcu 1981 r. nie miał takiego zamiaru. Wreszcie GR nie skorzystał z okazji by zamieścić na swoich łamach wywiad z towarzyszem Conradem Komorowskim, członkiem Amerykańskiej Partii Komunistycznej, który krytykował „Solidarność” i nadużywanie, jego zdaniem, polskiej flagi narodowej przez robotników. Wszystkie te materiały znalazły się za to
w DŁ. Można więc stwierdzić, że zupełnie zrozumiałymi wydają się zmiany na stanowiskach naczelnych łódzkich gazet, które nastąpiły po wprowadzeniu stanu wojennego. To sprawdzeni towarzysze z DŁ stanęli na czele GR w czasie gdy był on jedyną łódzką gazetą i ukazywał się na podstawie nasłuchu radiowego depesz, które przygotowywane były w Warszawie. Z drugiej jednak strony to w GR zamieszczane były wówczas depesze agencji prasowych państw socjalistycznych
w których pisano o „prowokatorach z KOR” czy wzywano by amerykański prezydent nie mieszał się
w wewnętrzne sprawy Polski, która „była, jest i pozostanie socjalistyczna”. Zdaniem autora pracy spowodowane to jednak było w większej mierze objętością gazety i odgórnie narzuconymi zasadami publikacji takich depeszy niż poglądami redakcji GR.

Osobnego podsumowania wymaga EI. Podobnie jak dzisiaj była to gazeta o zdecydowanie lżejszym charakterze niż GR i DŁ. Dlatego też w EI publikowano tylko niewielką część depesz, prawie wcale nie było w nim prezentowanych uchwał i stanowisk POP z łódzkich zakładów pracy
a dziennikarze w swojej pracy nie mieli okazji, by ujawnić poglądy. Nie było więc w EI z jednej strony zaznaczonych ingerencji cenzury, ani, z drugiej strony, wywiadu z członkiem Amerykańskiej Partii Komunistycznej. EI skierowany był do masowego odbiorcy i tematy ogólnopolskie nie były
w nim najważniejsze.

Jeszcze inny był charakter „Odgłosów”. Po pierwsze był to tygodnik a więc choćby z tego powodu w zupełnie inny sposób prezentowano w tej gazecie kryzys spowodowany wydarzeniami.
Po drugie, „Odgłosy” kierowane były do inteligencji, miały znacznie mniejszy niż dzienniki nakład
i tym samym na więcej mogły sobie pozwolić. W ocenie autora pracy decydowała o tym także sylwetka J. Katarasińskiego. Można także przypuszczać, że charakter GR ukształtowany był w jakiejś mierze przez wpływ „Odgłosów”. Lucjusz Włodkowski zanim został redaktorem naczelnym w GR pracował właśnie w „Odgłosach”.

Osobną kwestią wartą zasygnalizowania na marginesie niniejszej pracy był sposób prezentacji wydarzeń bydgoskich w telewizji i różnice, które pojawiały się między wiadomościami zawartymi
w Dzienniku Telewizyjnym, a tym co czytelnik mógł znaleźć w codziennej oficjalnej prasie. Warto podkreślić choćby fakt, że ani razu w łódzkich gazetach nie pojawiła się sugestia, że Jan Rulewski odniósł obrażenia nie w wyniku pobicia przez interweniujące siły porządkowe, ale w wypadku samochodowym, w którym brał udział na kilka dni przed 19 marca. Łódzkie gazety nie pisały także
o siłach kontrrewolucyjnych, nie usprawiedliwiały na wszelkie sposoby interwencji milicji. Przeciwnie, w „Odgłosach” znalazły się artykuły, w których krytykowano manipulowanie opinią publiczną w telewizji. W ocenie autora pracy spowodowane było to dwoma czynnikami. Po pierwsze generalnym rozluźnieniem cenzury i autocenzury a z drugiej strony przekonaniem władz, przekonaniem, które zresztą jest aktualne do dnia dzisiejszego, że najłatwiej jest manipulować informacją przy pomocy telewizji. Można więc stwierdzić, że w pewien sposób „odpuszczono” sobie gazety, skupiając się na telewizji.

Brak komentarzy: