poniedziałek, 18 lutego 2008

Rozdział II

ROZDZIAŁ II

Wydarzenia bydgoskie 19 – 21 III 1981 roku

1. Przebieg

Po zarejestrowaniu NSZZ „Solidarność” w październiku 1980 roku także rolnicy domagali się stworzenia związku zawodowego. Władze konsekwentnie odmawiały rejestracji NSZZ „Solidarność Chłopska” twierdząc, że rolnicy nie mogą mieć związku zawodowego, ponieważ nie są pracownikami. Tłumaczenie to nie znajdowało jednak uznania wśród rolników i żądania dotyczące rejestracji pojawiały się przez cały I kwartał 1981 r. Przykładem takiego wystąpienia był apel uchwalony przez rolników na rynku
w Bydgoszczy w dniu 8 lutego. W tekście tym pisano: My, społeczeństwo województwa bydgoskiego oraz reprezentanci Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność Chłopska” […] uchwalamy rezolucję wzywającą władze województwa bydgoskiego do zwołania specjalnej sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej w Bydgoszczy, poświęconej sytuacji społeczno-prawnej rolników indywidualnych i gospodarki żywieniowej. […] MKZ NSZZ „Solidarność” oraz NSZZ „Solidarność Chłopska” w trosce
o zabezpieczenie wyżywienia narodu postanawia zwrócić się do Prezydium WRN
w Bydgoszczy z prośbą o zwołanie sesji WRN
[1], poświęconej sprawom gospodarki rolnej
i zawodowi rolnika
[2]. Prezydium WRN zdecydowało się przychylić do prośby NSZZ „Solidarność Chłopska” i w dniu 5 III 1981 r. zdecydowało się włączyć informację
o sytuacji rolników do programu posiedzenia WRN. Początkowo planowano, że radni zajmą się tą sprawą w maju, ale zdecydowane wystąpienie Jana Rulewskiego, przewodniczącego Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność” w Bydgoszczy, spowodowało, że zdecydowano
o zaproszeniu przedstawicieli rolników na sesję WRN w marcu podczas najbliższej sesji. Wniosek taki został przedstawiony członkom prezydium i przyjęty w głosowaniu. Przedstawiciele „Solidarności” rozesłali do związkowców informacje o planowanym spotkaniu i zaprosili ich na sesję WRN.

W kolejnych dniach po spotkaniu Prezydium WRN doszło do zaostrzenia sytuacji
w Bydgoszczy. W dniu 8 III 1981 r. odbył się Nadzwyczajny Zjazd Delegatów Kółek
i Organizacji Rolniczych. Kółka Rolnicze były lokalnymi stowarzyszeniami chłopskimi.
Na ziemiach polskich pierwsze kółka powstały w 1862 r. W II Rzeczpospolitej w kółkach zrzeszonych było około 450 tys. członków. W czasie II wojny światowej kółka były zakazane. Także nowe władze polskie po 1944 r. nie pozwoliły na ich działalność. Zostały one reaktywowane w 1956 r.[3] Uczestnicy Nadzwyczajnego Zjazdu DKR domagali się rejestracji NSZZ Rolników Indywidualnych. Zjazd powołał Wojewódzką Radę Związku Kółek Rolniczych, na której czele stanął prezes Stanisław Mojzesowicz. Wśród delegatów osobą, która szczególnie nalegała na podnoszenie kwestii legalizacji NSZZ RI, był Roman Bartoszcze, członek Prezydium Ogólnopolskiego Komitetu Założycielskiego NSZZ RI „Solidarność”. W kolejnych dniach marca podejmowane były próby znalezienia wspólnego stanowiska pomiędzy WZKR a Wojewódzką Radą Kółek i Organizacji Rolniczych. W dniu 16 III 1981 r. okazało się, że przedstawiciele WZKR, którzy domagali się legalizacji NSZZ RI zastali zamknięte drzwi do siedziby Wojewódzkiej Rady DKiOR. Zaskoczeni takim obrotem sprawy udali się do siedziby Wojewódzkiego Komitetu Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Szukali tam wsparcia dla swoich postulatów. Równocześnie
po dostaniu się do budynku Rady DKOiR rozpoczęli jego okupację. Ogłoszone zostały dwa postulaty: 1. rozwiązanie problemu kółek rolniczych, 2. legalizacja NSZZ RI „Solidarność”. Władze województwa bydgoskiego rozpoczęły negocjacje ze strajkującymi. Prowadził
je wicewojewoda Roman Bąk. Negocjacje toczyły się jednak bardzo wolno. Przede wszystkim dlatego, że władze wojewódzkie nie były kompetentne do rozwiązania problemów ogólnopolskich. Zgodzono się tylko na zorganizowanie wspólnego spotkania Prezydium Rady WZKR i Prezydium Rady WZKiOR. W czasie, gdy trwały negocjacje
do Bydgoszczy wracał z Radomia J. Rulewski. W okolicy miejscowości Praga potrącił samochodem pijanego mężczyznę. Ofiara została następnie przejechana przez inny samochód. Rulewski w wypadku nie odniósł żadnych obrażeń. Wypadek ten będzie później wykorzystywany przez propagandę. Oficjalne środki masowego przekazu będą informowały po wydarzeniach z 19 marca, że obrażenia, z którymi J. Rulewski trafił do szpitala, miały zdaniem dziennikarzy i decydentów powstać w wyniku wypadku.

17 marca doszło do spotkania Prezydiów Rad. Rozmowy jednak dalej nie przyniosły żadnych rezultatów. Trwała okupacja siedziby WZKiOR. Chłopi dyskutowali nad problemami, które mieli zamiar przedstawić na sesji WRN w dniu 19 marca. Podobnie upłynął 18 marca. Do strajkujących rolników przyjeżdżają R. Bartoszcze,
S. Mojzesowicz, J. Rulewski, dr Błażej Wierzbowski, doradca rolników oraz ks. Bogusław Jerzycki, proboszcz Parafii Matki Boskiej Częstochowskiej z Bydgoszczy. W czasie, gdy trwały rozmowy, rozsyłane były zaproszenia do zakładów pracy, by przedstawiciele „Solidarności” przyjeżdżali pod siedzibę WRN wesprzeć rolników, którzy będą
na posiedzeniu prezentować swoje postulaty. MKZ otrzymał osiem zaproszeń na posiedzenie WRN.

Sesja WRN rozpoczęła się 19 marca o godz. 10.00. Tak atmosferę tego spotkania opisywał jeden z radnych Czesław Myszka: To była planowana sesja. Poprzednia odbyła się w grudniu ubiegłego roku [1980-PK]. Zasadniczym jej punktem było zatwierdzenie planu budżetu na ten rok. Nie wiedziałem dlaczego w mieście wiszą informacje, że sesja będzie
o rolnictwie
[Informacje te rozwieszali przedstawiciele MKZ NSZZ „Solidarność” – PK]. […] Przed gmachem cały parking był zastawiony wozami milicyjnymi. W przejściu stali porządkowi z biało-czerwonymi opaskami. Sprawdzali zaproszenia. Dawniej tego nie było. Na sali obecny był wicepremier Stanisław Mach. Kilka minut po godzinie 10 na salę weszli spóźnieni ludzie. Najpierw myślałem, że to radni. Później zorientowałem się,
że to członkowie MKZ. Nikt ich nie zatrzymywał. Naliczyłem 28 osób
[4]. Zdaniem Tomasza Chincinskiego, historyka z bydgoskiego IPN, wśród osób, które liczył radny C. Myszka, było tylko około 10 przedstawicieli MKZ. Pozostałe osoby to milicjanci po cywilnemu, którzy później brali udział w usuwaniu z sali i biciu członków MKZ. Rozpoznawali się po odznakach Honorowy Dawca Krwi, które mieli wpięte w klapy marynarki[5]. Paradoksalnie przyczynili się oni jednak później do rozlewu krwi, a nie do jej wykorzystania dla zdrowia. Sesja WRN przebiegała normalnie. Radni zgłaszali interpelacje, opiniowali nowego wojewodę. Nikt nie poruszał kwestii strajku okupacyjnego rolników. Około godz. 12.00 – zapytany przez jednego z uczestników spotkania – przewodniczący WRN Edward Berger stwierdza, że poprzednie ustalenia są ważne i w czasie „Zapytań i wniosków” będą przedstawione postulaty rolników. Jednak około godz. 13.40 sesja została zakończona przez E. Bergera. Wykorzystał on wniosek o przerwę zgłoszony przez jednego z radnych. Wicepremier wraz z prezydium i częścią radnych opuszczają salę. Zaskoczony takim obrotem sprawy J. Rulewski krzyczy: Co jest do cholery? Przyrzeczono nam głos! Radni nie dajcie sobą manipulować[6]. Na sali wciąż znajdowało się 45 radnych. Czuli się oni ośmieszeni przez władze. Uświadomili sobie, że jest ich wystarczająco dużo, by w trybie nagłym zwołać nadzwyczajne posiedzenie WRN. Spisują więc wniosek: zwołać sesję już
za tydzień. A w programie znów wystąpienie przedstawiciela „Solidarności”. Teraz działacze i radni spisują wspólny komunikat[7], a biuro prasowe MKZ wydało komunikat
o następującej treści: Rzecz bez precedensu w historii polskiego systemu przedstawicielskiego zdarzyła się podczas VI sesji WRN w Bydgoszczy. Manipulacja prawno-organizacyjna dokonana przez Prezydium WRN z przewodniczącym Edwardem Bergerem na czele, prawdopodobnie w ścisłym porozumieniu z wicepremierem Stanisławem Machem, wicewojewodą bydgoskim Romanem Bąkiem, sekretarzem KW PZPR Bogdanem Dymarkiem, doprowadziła do zerwania sesji. [...] Wszystko zostało ukartowane z powodu faktu, że w punkcie „zapytania i wolne wnioski” działacze „Solidarności” mieli przedstawić problemy chłopskie, głównie zaś strajku okupacyjnego, który ma miejsce w WK ZSL
w Bydgoszczy [...]
[8]. W tej części posiedzenia WRN brał udział dr Romuald Kukułowicz, przedstawiciel Prymasa Polski. Jednak w trakcie redagowania wspólnego komunikatu przez radnych i działaczy „Solidarności” opuścił salę. W toku prac nad komunikatem radykalizowały się żądania przedstawicieli MKZ. Domagali się oni rozwiązania WRN
i ogłoszenia nowych wyborów. Powodowało to przedłużenie rozmów. W tym czasie żaden
z przedstawicieli władz nie zaglądał na salę. Dopiero około godz. 14.30 do obradujących przyszedł wicewojewoda bydgoski. Ale po krótkim zapoznaniu się z sytuacją wyszedł. Uczestnicy spotkania wspominają, że przez następne kilka godzin na salę przychodzili wicewojewodowie Władysław Przybylski i Warczak. Namawiali oni radnych
do opuszczenia sali. Tak prace nad komunikatem opisywał C. Myszka: Powoli uzgadnialiśmy sprawę napisania wspólnego komunikatu. W komisji redakcyjnej było po
5 osób z obu stron. Siedzieli razem przemieszani, przy jednym stole. Nie było w tym czasie na sali WRN żadnego zamieszania i żadnych awantur. Zostaliśmy zaproszeni przez naszych gości do bufetu. Paliliśmy na sali obrad. Popielniczki zrobiliśmy ze szklanek. To był jedyny bałagan, który został tam po nas. Byłem cały czas przekonany tak, jak i pozostali radni,
że wspólny komunikat załatwi wszystko. Nie było żadnych koców, śpiworów, nic takiego.
Te nasze prace nad komunikatem i rozmowy trwały do 18.30
.[9] Sytuacja zmieniała się dynamicznie. Do sali weszli przedstawiciele władzy z wicewojewodą R. Bąkiem. Wezwał on pozostałych na sali radnych do przejścia do pokoju 145. J. Rulewski zaproponował,
że jeden z przedstawicieli MKZ weźmie udział w naradzie. Ale R. Bąk odmówił. W tej sytuacji J. Rulewski prosił, by część radnych została z działaczami „Solidarności”, ponieważ obawiał się, że w czasie nieobecności radnych może wkroczyć milicja i wyrzucić członków związku. Ustalono, że na sali zostanie pięciu radnych. Po chwili wojewoda R. Bąk wrócił
do sali posiedzeń i wzywa obecnych do jej opuszczenia. To samo wezwanie powtórzył Janusz Pejka, prokurator rejonowy z Bydgoszczy. Jednak nikt nie słuchał wezwań. Wcześniej kilkakrotnie o opuszczenie sali miał apelować do J. Rulewskiego telefonicznie
L. Wałęsa[10]. Jednak także te apele nie przyniosły rezultatu. Jak wspomina w książce
L. Wałęsy Andrzej Celiński, ówczesny sekretarz KK NSZZ, w pewnej chwili J. Rulewski odmówił podejścia do telefonu i L. Wałęsa rozmawiał z Krzysztofem Gotowskim. Ostatnia rozmowa L. Wałęsy z J. Rulewskim skończyła się słowami: Słuchaj, moje zdanie jest takie, ale Ty tam jesteś przewodniczącym. Na twoją odpowiedzialność. Ja bym stamtąd wyszedł. Natomiast to ty na miejscu jesteś[11]. Wciąż trwały więc prace nad komunikatem. W tym czasie na salę weszli funkcjonariusze milicji. Źródła podają różną liczebność interweniujących sił. Włodzimierz Kalicki w swoim artykule z 2006 r. pisał o 100 milicjantach. W artykule zamieszczonymw pierwszym numerze „Tygodnika Solidarność”
w 1981 r. mowa była o 200 funkcjonariuszach. Podobnie określa liczbę Andrzej Paczkowski w pracy z 2002 roku powołując się na zdanie gen. W. Jaruzelskiego[12]. Z kolei „Głos Robotniczy” w ogóle nie precyzował liczby interweniujących. Niewiarygodnie brzmią słowa komunikatu nr 66 MKZ Ziemi Łódzkiej NSZZ „Solidarność”: Po pewnym czasie milicja weszła w liczbie kilkuset[13]. Wszystkie źródła zgodnie twierdzą, że milicjanci byli nieuzbrojeni. Tak tę sytuację przedstawiał Antoni Tokarczuk, członek MKZ: Zrobiło mi się niebiesko w oczach. Drzwi się otworzyły i weszło na salę około 200 umundurowanych milicjantów i kilkunastu cywili. Wpadli też ci panowie z opaskami, którzy stali przy drzwiach. Stosunek sił śmieszny. Nas mniej niż 30, radnych 5. Było to zaskoczenie, mimo,
że spodziewaliśmy się tej wizyty. Najwyższy rangą był major, sporo było sierżantów, kaprali. Mieli kamerę i dwa aparaty fotograficzne. Zaczęli robić zdjęcia na sali
[14]. Rozpoczęła się rozmowa pomiędzy R. Bąkiem a J. Rulewskim i dowódcą milicjantów, majorem Henrykiem Bednarkiem, dowódcą ZOMO KW MO w Bydgoszczy. Dwukrotnie stwierdził on,
że milicja działa na zlecenie R. Bąka, co ten potwierdził. Członkowie MKZ zostali poinformowani, że mają 15 minut na opuszczenie sali. Jednak J. Rulewski oświadcza, że chcą dokończyć redagowanie komunikatu. Stwierdził też, że radni, którzy wyszli
z pomieszczenia do sali 145, prosili członków MKZ by na nich zaczekali. Tak przemawiał wojewoda R. Bąk: Panowie, tworzycie atmosferę społecznego zamętu i napięcia. Wczoraj zapytałem pana Gotowskiego, w jakim celu zaprasza tu wszystkich członków „Solidarności”? Po prostu chodziło o zorganizowanie tutaj wiecu, atmosfery nacisku, klimatu niepokoju. A przecież my, nawet jeśli nie nosimy tabliczek, też mamy pewne ambicje i także chcemy służyć krajowi. Przecież ubliżacie nam, my jesteśmy na granicy cierpliwości, bo znosimy te upokorzenia w imię spokoju. Wypijamy ten kielich goryczy, którego żeśmy nie nalali. Chcecie przejąć władzę? Obnażcie się, jeśli tak jest[15]. Po tych słowach dowódca milicjantów przypomniał, że zostało 5 minut do opuszczenia sali. I znów J. Rulewski oświadczył, że chciałby na 15 minut w spokoju zostać z radnymi, dokończyć sprawę komunikatu i zgodził się na opuszczenie sali. Zauważył przy tym, że drzwi są zamknięte na klucz i samodzielne wyjście z pomieszczenia jest niemożliwie. W tej samej chwili do sali obrad wchodzą pozostali radni WRN. Są zszokowani widokiem milicjantów. Milicja wycofała się z sali na zaplecze. Działacze MKZ i radni podpisują komunikat, gdy na salę ponownie wkraczają milicjanci. Rozpoczyna się usuwanie członków MKZ z pomieszczenia. Milicja rzuciła krzesła na kupę. Poszła w stronę podwyższenia. Kordon oddzielił nas od przedstawicieli MKZ. Zrobili ten kordon tak szczelny, że prawie nic nie było widać. Usłyszałem przeraźliwe krzyki… Strasznie wrzeszczał Tokarczuk. Niektórzy radni dopadli Bąka. Krzyczeli, żeby przerwał ten koszmar. Władza jednak była kompletnie bierna. Niektórzy radni byli bladzi jak ściana. Widziałem jak kobietę dwóch milicjantów ciągnęło za ręce. Praktycznie nie stawiała oporu. Powiedziałem Bąkowi, że jest mi wstyd,
iż on jako wojewoda i ja jako radny musimy razem zasiadać na tak wysokim forum.
[16]
relacjonował radny C. Myszka. Dlaczego krzyczał A. Tokarczuk? Ciągnęli mnie z tyłu
za ramiona i za nogi. Za sobą, na wysokości krzyża miałem barierkę. Myślałem, że mnie połamią
[17]. Cała operacja trwała kilka minut. Wszystkich przedstawicieli MKZ wyrzucono na podwórko. Milicjanci spychali ich w kierunku zamkniętej na klucz bramy. Stefan Pastuszewski, dziennikarz i rzecznik MKZ, wspominał: Nim znaleziono klucz, powgniatano nas w pręty. Ale najbardziej zagorzali nie byli mundurowi, tylko cywile. Michała Bartoszcze dwóch z nich trzymało za ramiona, a jeden tłukł pięściami. Oni oderwali od nas Rulewskiego i [Mariusza – PK] Łabentowicza[18]. J. Rulewski i M. Łabentowicz zostają wniesieni z powrotem do budynku. Po 15 minutach milicjanci i esbecy wynoszą ich ponownie na dziedziniec i rzucają na bruk. S. Pastuszewski amortyzuje upadek
J. Rulewskiego i zapobiega jeszcze większym obrażeniom lidera bydgoskiej „Solidarności”.

Zgromadzeni przed otwartą w końcu bramą zabierają trójkę najciężej pobitych i niosą ich do siedziby MKZ. Wezwane pogotowie odwozi działaczy do szpitala. J. Rulewski ma wstrząśnienie mózgu, rany twarzy i jamy ustnej[19]. M. Łabentowicz – uraz głowy i rany twarzy zadane kastetem[20]. M. Bartoszcze, który ma uraz głowy i złamaną żuchwę, wieczorem 20 kwietnia traci przytomność i nie odzyskuje jej przez kolejne dni.

2. Kryzys spowodowany wydarzeniami bydgoskimi

O godz. 2.00 w nocy 20 marca do Bydgoszczy przyjeżdża L. Wałęsa, przewodniczący NSZZ „Solidarność” wraz z kilkoma członkami Prezydium Krajowej Komisji Porozumiewawczej. Zanim wyruszył z Gdańska, odbył rozmowę ze Stanisławem Cioskiem, ministrem bez teki ds. współpracy ze związkami zawodowymi. Zdaniem A. Celińskiego, namawiał on L. Wałęsę do przyjazdu do Bydgoszczy. A. Celiński był przekonany,
że Stanisław Ciosek i stojący za nim M. F. Rakowski nie mieli pojęcia o tym, kto zdecydował o użyciu siły wobec członków MKZ i że wydarzenia te są dziełem twardogłowych członków KC związanych z resortami siłowymi[21]. Przekonanie to znajduje odzwierciedlenie w oświadczeniu, które rano wydaje prezydium KK, że akcja milicji jest prowokacją wymierzoną w gen. W. Jaruzelskiego.

Oceny kryzysu bydgoskiego, jak później nazwano wydarzenia, które rozpoczęły się
w połowie marca 1981 r., były różne zarówno w „Solidarności” jak i w obozie władzy. Mniejsza część Prezydium Komisji Krajowej z L. Wałęsą widziała w wydarzeniach prowokację kół twardogłowych z KC PZPR i dążyła do rozładowania kryzysu. Część członków KK z Andrzejem Gwiazdą, wiceprzewodniczącym KKP i Andrzejem Słowikiem, szefem MKZ z Łodzi, uważała, że należy dążyć do konfrontacji, której ostatecznym efektem będzie przejęcie władzy w Polsce. W ośrodkach władzy także istniał podział. Dla osób skupionych wokół Stanisława Olszowskiego, członka KC PZPR, czy gen. Bogusława Stachury wydarzenia w Bydgoszczy miały być okazją do zgniecenia kontrrewolucji
i rozprawienia się z „Solidarnością” siłą. Odmiennego zdania był premier gen. W. Jaruzelski i wicepremier M. F. Rakowski, przewodniczący ze strony rządowej komisji, która przygotowała porozumienie warszawskie[22].

W dalszej części pracy chcemy przedstawić przebieg wydarzeń w Polsce widziany oczami jego uczestników. Oparto się na wspomnieniach lidera „Solidarności” przewodniczącego NSZZ L. Wałęsy oraz wspomnieniach wicepremiera M. F. Rakowskiego. Pozwoli to, włączając opracowania innych autorów, na obiektywne przedstawienie wydarzeń i następujących po sobie faktów, a także przedstawienie ich interpretacji ze strony związku i z punktu widzenia PZPR i rządu. W kolejnym rozdziałach pracy przedstawiono natomiast, jak te wydarzenia były prezentowane w mediach jednej i drugiej strony konfliktu. Dzienniki M. F. Rakowskiego były pisane współcześnie w stosunku do wydarzeń, natomiast książka Wałęsy powstała kilka lat po opisywanych w niej wydarzeniach. Kwestia wydarzeń bydgoskich i kryzysu, który po nich nastąpił, przedstawiona jest w niej przez L. Wałęsę oraz w bezpośrednich relacjach jego najbliższych współpracowników: A. Celińskiego, Mieczysława Wachowskiego (ówczesnego kierowcę i asystenta przewodniczącego NSZZ), Konrada Matuszczyka (sekretarza Regionu Gdańskiego NSZZ)[23], Aleksandra Halla (członka RKK NSZZ „Solidarności" w Gdańsku), Lecha Kaczyńskiego (doradcę przewodniczącego NSZZ). Wszyscy autorzy podkreślają niezwykłe napięcie, jakie występowało zarówno
w kraju jak i wewnątrz władz związku. Konflikt występował między zwolennikami porozumienia i tymi, którzy dążyli do jednoznacznej konfrontacji, szybkiego ogłoszenia strajku generalnego i nieliczeniu się ze stanowiskiem władz.

Po przyjeździe L. Wałęsy i członków prezydium Komisji Krajowej do Bydgoszczy odbyło się posiedzenie, na którym podjęto decyzję o gotowości strajkowej dla całego związku. Zdecydowano też o wysłaniu do Warszawy na rozmowy delegacji KKP. Wcześniej L. Wałęsa wydał jedynie zalecenie, by członkowie MKZ przenieśli się
do zakładów pracy w swoich regionach. Decyzje te były rozsyłane teleksami
do poszczególnych ogniw związku w czasie, gdy L. Wałęsa jechał jeszcze do Bydgoszczy. Ponieważ powszechne były informacje o kordonie milicyjnym wokół miasta i obawiano się o bezpieczeństwo przewodniczącego zorganizowano system informacji o tym, gdzie znajduje się samochód z L. Wałęsą. Tak wspomina to M. Wachowski: W drodze, jak jechaliśmy, co tylko mijaliśmy jakąś miejscowość, na drodze czekali księża, którzy biegli następnie zadzwonić do Gdańska, że minęliśmy tę właśnie miejscowość. […] W Gdańsku wiedzieli w ten sposób punkt po punkcie, gdzie się przesuwamy.[24]

W tym czasie gdy w Bydgoszczy trwało spotkanie Prezydium KKP, w Warszawie odbyło się posiedzenie Biura Politycznego KC PZPR. Podobnie jak w Bydgoszczy atmosfera była bardzo nerwowa. Ostatecznie zdecydowano, że należy zachować spokój oraz podjąć działania, których celem będzie wyjaśnienie zajść i poinformowanie o efektach dochodzenia opinii publicznej. To, w jaki sposób władza zrealizowała swoje plany, prezentują następne rozdziały niniejszej pracy.

W piątek 20 marca w Bydgoszczy odbył się dwugodzinny strajk ostrzegawczy. Przebiegał on bardzo spokojnie i był bardzo dobrze zorganizowany. Pokazał siłę
i sprawność związku. W godzinach porannych do Bydgoszczy przyjechał Józef Żyto, zastępca prokuratora generalnego, który na miejscu miał wyjaśniać przebieg i przyczyny wydarzeń.

W sobotę 21 marca w całej Polsce rozpoczęła się wielka akcja propagandowa „Solidarności”. Duże i małe miejscowości zostały oklejone reprodukcjami zdjęć pobitych działaczy. O tym, że taka forma społecznej komunikacji była bardzo skuteczna może świadczyć fakt, że w prowadzonych przez piszącego te słowa współcześnie rozmowach
z osobami w różnym wieku wspomnienie tych rozklejonych plakatów jest bardzo silne.
Tak zasięg akcji relacjonuje w swoich dziennikach M. F. Rakowski: „Solidarność” pracuje bardzo sprawnie. Już cała Polska pokrywa się plakatami, na których widnieją zdjęcia pobitych z odpowiednimi podpisami. Zewsząd sygnalizują mnóstwo ulotek[25]. W tym samym dniu została powołana przez gen. W. Jaruzelskiego komisja rządowa do wyjaśnienia zajść
w Bydgoszczy. Na jej czele stanął prof. Jerzy Bafia, minister sprawiedliwości. W składzie komisji znaleźli się też prof. Sylwester Zawadzki, prezes NSA oraz zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Kukułka. Komisja ta udała się do Bydgoszczy.

Rozmowy w Warszawie rozpoczęły się 22 marca. Były prowadzone przez przedstawicieli rządu z M. F. Rakowskim na czele. Formalnie była to Komisja Rządowa ds. Związków Zawodowych. W jej skład weszli Janusz Obodowski, minister pracy, płac i spraw socjalnych, Marian Krzak, minister finansów, Andrzej Kacała, wiceminister rolnictwa,
S. Ciosek, minister bez teki. Doradcami strony rządowej byli prof. Jan Szczepański, poseł, przewodniczący Sejmowej Komisji Nadzwyczajnej ds. Realizacji Porozumień z Gdańska, Szczecina i Jastrzębia oraz Zbigniew Piesiewicz, doradca min. S. Cioska. Z drugiej strony stołu usiedli członkowie KK i MKZ z Bydgoszczy. W skład delegacji weszli L. Wałęsa, Marian Jurczyk, A. Celiński, Zbigniew Bujak oraz eksperci Tadeusz Mazowiecki
i Władysław Siła-Nowicki. Wicepremier M. F. Rakowski tak wspomina atmosferę rozmów: Nasi goście w bojowych nastrojach. […] Wałęsa z jednej strony wykazywał zrozumienie dla naszych argumentów, z drugiej – domagał się „głów”, mówił o wielkim wzburzeniu członków Związku, że trudno mu powstrzymać ich gniew itd. Towarzyszący mu członkowie delegacji oraz eksperci w tonie ultymatywnym zgłaszali żądania, które znałem już
z komunikatu Prezydium KPP
[26]. Równocześnie z rozpoczęciem obrad komisji rządowej
– „Solidarność” w Warszawie odbyło się posiedzenie BP KC PZPR. Obrady miały bardzo burzliwy przebieg. I sekretarz KC, S. Kania stwierdził w czasie posiedzenia,
że „Solidarność” stała się siłą polityczną i jako taka zmierza do przejęcia władzy. Opinia
ta została poparta przez większość twardogłowych członków BP. W uchwale, którą przyjęło BP dokonano oceny wydarzeń bydgoskich. Stało się tak mimo, że nie zakończyła jeszcze prac komisja prof. J. Bafii. BP KC PZPR stało się, w związku z tym oświadczeniem celem wielu ataków, które w następnych dniach nastąpiły nie tylko ze strony „Solidarności”
ale przede wszystkim ze strony POP. Szeregowi członkowie PZPR nie potrafili zaakceptować m.in. następujących słów: są kraju ludzie i siły polityczne, które występując
z pozycji skrajnych i w sposób awanturniczy, usiłują pod różnymi pretekstami prowokować wciąż nowe napięcia i zaburzenia normalnego toku życia i pracy. Ich działanie zmierza do podważenia porządku społecznego, siania nieufności do władz państwowych,
a zwłaszcza do organów milicji i służby bezpieczeństwa. Ostatnie wypadki w Bydgoszczy ujawniły to ze szczególną ostrością
[27]. W rezolucji podjętej 31 marca przez KZ PZPR
w „Fonice” pojawiło się nawet przypuszczenie, że zwolennicy odnowy nie byli obecni
na posiedzeniu BP KC PZPR i tylko dlatego twardogłowi przeforsowali przytoczony wyżej tekst uchwały.

22 marca wieczorem, po zakończeniu spotkania, komisja rządowa – „Solidarność”, odbyło się spotkanie gen. W. Jaruzelskiego z L. Wałęsą. Postanowiono, że informacje o tym spotkaniu nie zostaną przekazane opinii publicznej. Relację ze spotkania zawarł w swoich „Dziennikach” M. F. Rakowski, który nie był uczestnikiem spotkania ale przytoczył informacje uzyskane od W. Jaruzelskiego. Premier mówił o bezsensownych strajkach, które wybuchały w coraz to nowych miejscach kraju. Apelował także do L. Wałęsy o zachowanie spokoju i niedopuszczenie, by wydarzenia bydgoskie spowodowały konflikt, nad którym nikt już nie zapanuje[28]. Eskalacja konfliktu faktycznie grozić mogła nieobliczalnymi skutkami. Chociaż władza nie była jeszcze gotowa do siłowego rozwiązania problemu „Solidarności” to w Polsce stacjonowała Armia Czerwona, która w imię bratniej pomocy mogła przyczynić się do likwidacji „kontrrewolucji”. Także i po drugiej stronie, w „Solidarności” zdarzały
się zachowania bardzo ryzykowne i podnoszące temperaturę kryzysu społecznego. Przykładem takiego postępowania był opublikowany w Łodzi komunikat MKZ podpisany przez
J. Kropiwnickiego, w którym znalazły się wskazówki jak postępować w razie interwencji radzieckiej. Wśród przykładów autor komunikatu zalecał niszczenie drogowskazów, mylenie dróg itd. Zakładając nawet, że nie doszłoby do interwencji obcych wojsk lub wprowadzenia stanu wyjątkowego, władze zmuszone byłyby, w wypadku wybuchu strajku generalnego, do radykalnych rozwiązań ze względu na bardzo trudną sytuację gospodarczą. W 1981 r. polska gospodarka była bowiem na skraju katastrofy. Atmosferę podgrzewali także towarzysze radzieccy. Dziś znany jest telefon Leonida Breżniewa, I sekretarza KPZR do S. Kani, w którym radził, by 29 marca ogłosić stan wyjątkowy, zablokować fabryki, zamknąć granice i wprowadzić wojenną cenzurę. Proponował także: Dobrze byłoby, gdyby udało się skompromitować opozycję przez wykrycie dwóch-trzech składów broni[29].

W czasie spotkania premiera z przewodniczącym KKP poruszony został także temat wpływu członków KSS KOR. Gen. W. Jaruzelski prosił L. Wałęsę o ograniczenie działań członków KSS KOR. Przewodniczący L. Wałęsa stwierdził: Ja tę kuroniadę ukrócę[30]. Trudno jednak dociec czy faktycznie miał taki zamiar, tym bardziej, że dzięki wpływowi ekspertów łatwiej było mu zapanować nad bardzo rewolucyjnymi żądaniami członków KKP. Do eskalacji konfliktu w sprawie rozpoczęcia strajku generalnego doszło podczas posiedzenia KKP, które odbyło się w niedzielę 23 marca w Bydgoszczy. Większość członków KKP była za strajkiem generalnym. Do zachowania umiaru nawoływali eksperci, którzy ostrzegali, że rozpoczęcie strajku generalnego po pierwsze zamknie pole
do negocjacji, a po drugie będzie równoznaczne z wywołaniem ogólnonarodowego powstania. W czasie posiedzenia wybucha potężna awantura, która kończy się zerwaniem obrad. Przewodniczący L. Wałęsa wychodzi z sali obrad, trzaskając drzwiami.
Do porozumienia KKP dochodzi w poniedziałek 24 marca. Przyjęta zostaje propozycja
L. Wałęsy, by 27 marca zorganizować strajk ostrzegawczy, a dopiero gdy to nie przyniesie rozwiązania 31 marca rozpocząć strajk generalny. Zdaniem wielu autorów i obserwatorów tamtych wydarzeń od tego posiedzenia KKP następuje podział w „Solidarności”
na ugodowego przewodniczącego i coraz bardziej wojowniczą KKP[31]. W czasie konferencji prasowej L. Wałęsa zapowiedział, że będzie dążył do jak najszybszego rozwiązania konfliktu i osiągnięcia porozumienia ze stroną rządową. KKP uchwaliła, że podstawą
do rozmów będą postulaty: 1) realizacji 10 postulatów bydgoskich, pociągnięcia
do odpowiedzialności karnej winnych aktu przemocy w związku z działalnością „Solidarności” w Bydgoszczy i innych miastach. Stosowania jednakowego prawa dla wszystkich i szanowania praw człowieka, 2) gwarancji dla działalności i bezpieczeństwa Związku oraz zaniechania represji za działalność związkową, stosowania zasady, że na zarzuty stawiane „Solidarności” w radio i telewizji Związek ma prawo odpowiedzieć w tych samych środkach masowego przekazu, 3) przygotowania aktu abolicyjnego – rezygnacji ze ścigania osób za działalność opozycyjną w latach 1976 – 1980, 4) prawa do zrzeszania się w Związki Zawodowe dla rolników i ratyfikacji konwencji MOP nr 141, 5) uchylenia uchwały Rady Ministrów w sprawie odpłatności za okres strajku
[32]. Postulaty były bardzo wygórowane. Zarówno pozwolenie na zrzeszanie się rolników indywidualnych jak i abolicja dla działaczy opozycyjnych były nie do zaakceptowania przez władzę. Na tym samym posiedzeniu potwierdzono decyzję L. Wałęsy o przeniesieniu, ze względów bezpieczeństwa, MKZ do siedzib wielkich zakładów pracy. W Łodzi MKZ przeniesiono do ZPB
im. J. Marchlewskiego – największego zakładu produkcyjnego w regionie łódzkim. Równocześnie 24 marca poinformowano o przedłużeniu manewrów wojsk Układu Warszawskiego „Sojuz-81”. Tego dnia ukazał się także wywiad M. F. Rakowskiego, który w rozmowie z Jadwigą Korzeniewską w następujący sposób charakteryzuje sytuację
po wydarzeniach bydgoskich: Chcę pani powiedzieć, że w tej chwili jestem mocno zaniepokojony rozwojem sytuacji w kraju. Ostatnia np. sprawa: Bydgoszcz, to znaczy najście na budynek WRN i konsekwencje tego mogą postawić Polskę w sytuacji, w której nie będzie już rozsądnego wyjścia. Nie może w praworządnym państwie być tolerowana polityka zmierzająca do destabilizacji instytucji władzy. Problem polega na tym: partnerstwo, ale tylko dwustronne, osobiste, lokalne itp. Ambicje też muszą mieć swoje granice, limity. […] Każdego staram się zrozumieć, z każdym współpracować, lecz spotykam się – niestety
– z objawami niechęci i trudnej do zrozumienia agresywności. Nie jest to droga, która nas zaprowadzi do upragnionej Polski. Powtórzę jeszcze raz: marnym politykiem jest ten, który uważa, iż bez końca można naciskać na rząd. Samym radykalizmem niewiele można zwojować
[33]. W rozmowach z delegacją KKP M. F. Rakowski straszył członków delegacji KKP: Co pan myśli, że ot tak, przedłużyliśmy manewry? Koniec zabawy, dość tego[34].
W ostatnich dniach marca, jeszcze przed strajkiem ostrzegawczym L. Wałęsa bardzo ostro starł się z Jackiem Kuroniem, członkiem KSS KOR i doradcą KKP. J. Kuroń uważał,
że należy dążyć do ostatecznego rozwiązania konfliktu między władzą a „Solidarnością”,
że nawet najdalej idąca konfrontacja jest lepsza od ciągłego czekania. Dzięki tej konfrontacji Polska miała podjąć decyzję „jaka ma być”. L. Wałęsa natomiast dążył do porozumienia
z władzą. Już po kilku miesiącach miało okazać się, że władze postawiły na wariant konfrontacyjny. Jednak pierwszej próby wprowadzenia stanu wyjątkowego, w marcu 1981 r. udało się uniknąć. Stało się tak między innymi w wyniku rozmów „Solidarności” i rządu oraz z powodu nieprzygotowania władz do takiego siłowego rozwiązania.

25 marca odbyło się kolejne spotkanie rząd – „Solidarność”. W skład delegacji „Solidarności” weszli L. Wałęsa, Marian Jurczyk, A. Gwiazda, K. Gotowski i A. Słowik.
W późniejszym czasie dołączyli do nich eksperci Władysław Siła-Nowicki, Jan Olszewski, Władysław Chrzanowski, Bronisław Geremek, R. Kukułowicz i Tadeusz Mazowiecki.
W czasie spotkania M. F. Rakowski przedstawił stanowisko rządu, który deklarował, że jeśli okaże się, że przedstawiciele władz złamali prawo to zostaną ukarani. Złożył także gwarancje bezpieczeństwa dla członków i przywódców „Solidarności”. Z kolei L. Wałęsa podał w wątpliwość ocenę sytuacji przedstawioną przez M. F. Rakowskiego. Stwierdził,
że nie ma możliwości ustąpienia z żądań uchwalonych przez KKP oraz, że najważniejsze jest wyjaśnienie wydarzeń bydgoskich. Domagał się by sprawy te zostały wyjaśnione jak najszybciej. Inni członkowie delegacji KKP poparli zdanie L. Wałęsy. M. Jurczyk, członek KKP ze Szczecina stwierdził, że: Nie czarujmy się. Jakbyśmy dzisiaj odpuścili, to za tydzień przyjdą po innych, a za miesiąc po Leszka [Wałęsę – PK]. Rząd zawiódł klasę robotniczą
w 1956 roku, w 1970 i w 1976. I w tej chwili dużego postępu nie ma
[35]. Spotkanie zostało zawieszone, ponieważ obie strony nie mogły dojść do porozumienia. Jeden z uczestników spotkania, minister S. Ciosek, zaproponował, by wydać wspólny komunikat. Sugestia
ta została odrzucona, ale w trakcie dyskusji nad nią padła bardzo ważna deklaracja
L. Wałęsy: Na pewno nie pałkami i czołgami można rozwiązać sprawy. Nasze nerwy nie puszczą. Nie zaatakujemy ani rządu, ani partii[36]. Upływ czasu pokazał, że faktycznie nie udało się rozwiązać polskich problemów pałkami i czołgami. Ale potrzeba było na
to jeszcze ośmiu lat, głębokiego kryzysu gospodarczego i apatii społecznej lat 80.

Planowane na 26 marca spotkanie „Solidarność” – rząd nie odbyło się. Zostało przełożone na prośbę strony związkowej. Tego dnia odbyło się natomiast spotkanie
gen. W. Jaruzelskiego z kard. S. Wyszyńskim, prymasem Polski. Spotkanie było okazją
do wymiany poglądów między głową Kościoła katolickiego a premierem. Sympatia Kościoła oczywiście znajdowała się po stronie „Solidarności”, ale jego przedstawiciele wielokrotnie apelowali o zachowanie umiaru w żądaniach zgłaszanych przez „Solidarność”.
Gen. W. Jaruzelski szukał sojusznika do próby zapobieżenia strajkowi generalnemu. Dlatego wspólna konkluzja, że: należy wykluczyć strajki jako niezwykle kosztowne dla osłabionej gospodarki narodowej i jako opóźniające odzyskanie równowagi w zaspokajaniu potrzeb żywnościowych[37] była po jego myśli. Spotkanie było, w odróżnieniu od spotkania
z L. Wałęsą z 22 marca relacjonowane w mediach. Depeszę z PAP drukowały wszystkie dzienniki.

27 marca odbył się strajk ostrzegawczy proklamowany przez KKP na posiedzeniu w dniu 24 marca. W piątkowy poranek stanęły praktycznie wszystkie zakłady pracy z wyjątkiem handlu, służby zdrowia i przedsiębiorstw zapewniających podstawowe media (elektrownie, oczyszczalnie ścieków itp.). Pracowały także zakłady, w których nie można było zatrzymać maszyn ze względu na cykl technologiczny. Czas strajku został przesunięty także
w kopalniach – gdzie spowodowane to było organizacją pracy. W strajku wzięli udział zarówno członkowie „Solidarności”, jak i bardzo duża liczba członków partii i starych związków zawodowych. W wielu przypadkach spowodowane było to przekonaniem,
że strajk jest potrzebny. Choć były i takie przypadki, że członkowie partii byli zmuszani
do udziału w strajku ponieważ byli w znacznej mniejszości. Łódzcy socjologowie sprawdzili, jak zachowaliby się członkowie partii, gdyby doszło do strajku powszechnego.
I tak 46,7% członków PZPR z ZPB im. J. Marchlewskiego 46,7 % uznawało słuszność strajku, a 72,5 % deklarowało wzięcie w nim udziału[38]. Strajk w całym kraju przebiegł bardzo spokojnie i pokazał wysoką skuteczność „Solidarności”. Odnotowano jedynie różnego rodzaje plotki i pogłoski, które mogły podgrzewać atmosferę, ale MKS na bieżąco, przy pomocy dostępnych środków przekazu (megafony, masówki, transparenty) takie informacje prostował. W Łodzi informacjom o pobiciu czy aresztowaniu członków MKS poświęcono część konferencji prasowej zorganizowanej po strajku. Wyjaśniono na niej,
że do żadnego pobicia nie doszło. Podobnie wyglądała sytuacja w innych regionach.
Do Warszawy przyleciał marszałek Wiktor Kulikow, dowódca wojsk Układu Warszawskiego wraz z grupą wyższych oficerów i gen. Władimirem Kriuczkowem, zastępcą szefa KGB. Najbardziej złowrogą postacią w delegacji był gen. Nikołajew[39], uczestnik interwencji na Węgrzech w 1956 r. i w Czechosłowacji w 1968 r. W Polsce delegacja była tylko jako demonstracja siły. Ruchów wojsk radzieckich, poza przedłużonymi manewrami „Sojuz – 81”, nie było.

Po południu 27 marca odbyła się kolejna runda rozmów „Solidarność” – rząd. Delegacja „Solidarności” zasiadła do rozmów wzmocniona sukcesem strajku ostrzegawczego. Przede wszystkim rozmawiano o raporcie komisji rządowej, jednak rozmowy nie przyniosły efektów i zostały odroczone do 28 marca. Tego dnia główne prace ponownie koncentrowały się na omówieniu raportu komisji prof. J. Bafii. W trakcie spotkania postanowiono, że raport zostanie opublikowany razem z uwagami „Solidarności”. Postulat ten został zrealizowany
i w gazetach w całej Polsce raport ukazał się 30 marca.

W sobotę 28 marca część działaczy „Solidarności”, która dążyła do konfrontacji z rządem i doprowadzenia do strajku generalnego próbowała zorganizować w Warszawie posiedzenie KKP. Głównym pomysłodawcą był Karol Modzelewski, ale poparło go też kilka komitetów strajkowych z regionów. KKP miała zebrać się w Warszawie w poniedziałek 30 marca.
Do spotkania jednak nie doszło między innymi z powodu sprzeciwu L. Wałęsy[40].

Niedziela 29 marca była bardzo aktywnym dniem dla wszystkich uczestników życia publicznego. W Warszawie odbyło się IX Plenum KC PZPR. Robotnicy, członkowie KC postulowali w dyskusji to samo, o co apelowała „Solidarność”. O wyjaśnienie przyczyn
i ukaranie winnych zajść w Bydgoszczy. Przebieg obrad był bardzo burzliwy. W trakcie posiedzenia rezygnację z członkowstwa w KC PZPR złożyli jego twardogłowi członkowie, ale rezygnacje te nie zostały przyjęte. Dyskusje trwały aż do godzin porannych 30 marca.
W trakcie przerwy w obradach KC spotkało się BP. I sekretarz KC PZPR, S. Kania na tym posiedzeniu zaproponował swoją rezygnację i objęcie funkcji I sekretarza przez gen.
W. Jaruzelskiego, ten jednak odmówił. Do tej zmiany miało dojść dopiero za kilka miesięcy. W czasie posiedzenia BP twardogłowi członkowie BP złożyli rezygnację, ale nie została ona ostatecznie poddana pod głosowanie. Generalne oceny dotyczące posiedzenia KC były takie, że nie spełniło ono oczekiwań członków podstawowych organizacji partyjnych. Dali temu dowód w wielu uchwałach i rezolucjach kierowanych zarówno do KC jak i do prasy[41].
KC podjęło enigmatyczną uchwałę o zwołaniu IX Nadzwyczajnego Zjazdu PZPR do 20 lipca. Rozmijało się to z oczekiwaniami członków partii, którzy domagali się szybszego zwołania Zjazdu.

30 marca, po zakończeniu obrad KC rozpoczęła się decydująca tura rozmów rząd – „Solidarność”. Brak sukcesu rokowań oznaczać miał rozpoczęcie 31 marca strajku generalnego, a w odpowiedzi prawdopodobny stan wyjątkowy lub interwencję sił Układu Warszawskiego. Dotychczasowe spotkania obu delegacji odbywały się w siedzibie URM przy al. Ujazdowskich. Na wniosek ministra S. Cioska spotkanie 30 marca odbywało się
w Pałacu Kazimierzowskim na Krakowskim Przedmieściu. Zmiana miejsca obrad miała się przyczynić po pierwsze do poprawienia atmosfery, a po drugie ułatwić korzystanie
z budynku URM, który w dniach spotkań rząd – „Solidarność” był oblegany przez dziennikarzy. Spotkanie rozpoczął M. F. Rakowski stwierdzeniem: Nie ukrywam,
że rozpoczęcie strajku generalnego oznaczałoby koniec pewnej epoki i otworzyłoby drogę do zastosowania niezwyczajnych środków. Taka jest po prostu powinność władzy, która musi powstrzymać rozkład państwa polskiego
[42]. Rozmowy przebiegały w gorącej atmosferze. Jako pierwsza omówiona została sprawa oceny wydarzeń bydgoskich. Ustalono, że opublikowany zostanie komunikat komisji prof. J. Bafii z uwagami „Solidarności”. Przewodniczący L. Wałęsa przypomniał o dwóch pozostałych postulatach czyli rejestracji związków zawodowych rolników i abolicji dla działaczy opozycyjnych sprzed sierpnia 1980 r. Przewodniczący komisji rządowej M. F. Rakowski odpowiedział, że najważniejsze jest wygaszenie konfliktu spowodowanego wydarzeniami bydgoskimi i dopiero w późniejszym terminie można omawiać kolejne sprawy. Zarówno L. Wałęsa, jak i jego doradcy odpowiedzieli, że w tym wypadku nie można czekać na późniejszy termin, bo wydarzenia bydgoskie zaczęły się od sprawy chłopskiej i bez jej wyjaśnienia nie można rozwiązać tego społecznego konfliktu. L. Wałęsa stwierdził My nie mówimy, żeby zaraz związek zawodowy rolników, ale chcielibyśmy wyjść naprzeciw tej propozycji. W Bydgoszczy siedzą rolnicy
i my nie możemy ich zostawić samych, oni nie zaniechają okupacji
[43]. Przewodniczący
L. Wałęsa podkreślał, że na dzień prowadzenia rozmów ważna będzie deklaracja, że do czasu wprowadzenia rozwiązań ustawowych nikt nie będzie przeszkadzał w tworzeniu związków zawodowych rolników i represjonował członków Komitetów Porozumiewawczych „Solidarności” RI. Wicepremier M. F. Rakowski przystał
na tę propozycję. Kolejną zapalną kwestią okazało się wystąpienie K. Gotowskiego, który domagał się, by w komunikacie końcowym znalazło się żądanie ustąpienia wicewojewodów bydgoskich R. Bąka i W. Przybylskiego. Wniosek ten przez stronę rządową został odrzucony. M. F. Rakowski stwierdził, że o losie wicewojewodów musi zdecydować WRN. Ostatecznie okazało się, że obaj wicewojewodowie odeszli z pracy z powodu złego stanu zdrowia. Przedstawiciele władzy centralnej uznali bowiem, że pozostawienie ich
w Bydgoszczy może stać się powodem przyszłych konfliktów. Strona rządowa dążyła do zakończenia rokowań przed godz. 19.30 tak, by wynik rozmów można było zaprezentować w głównym wydaniu Dziennika Telewizyjnego. Ostatecznie rozmowy zostały zakończone
o 19.15 decyzją, że przedstawiciele „Solidarności” zawieszają strajk generalny do czasu wypowiedzenia się na jego temat KKP. Było to rozwiązanie na granicy prawa, ponieważ formalnie delegacja „Solidarności” nie miała pełnomocnictw ani do zawieszenia, ani do odwołania strajku. W kolejnych dniach miało to zaowocować bardzo gorącym sporem wewnątrz „Solidarności”. Sporem, który nie zakończył się właściwie do dzisiaj. Chociaż większość jego uczestników nie jest już członkami „Solidarności”, pełniła w Polsce bardzo odpowiedzialne funkcje (prezydenta, ministrów, szefów rządów, członków Kolegium IPN) to kwestie związane z oceną następstw porozumień warszawskich i szerzej podejścia
do sposobu rozwiązania konfliktu z władzą w 1981 r. dzielą ich nadal. W Dzienniku Telewizyjnym wystąpili wspólnie M. F. Rakowski i A. Gwiazda. L. Wałęsa specjalnie wystawił do roli osoby ogłaszającej zawieszenie strajku swojego oponenta wewnątrz „Solidarności” A. Gwiazdę. Tak oceniał to w swoich dziennikach M. F. Rakowski: Wałęsa wyznaczył do tej roli Gwiazdę, który w ostatniej chwili zgodził się na wystąpienie w TV. Zauważyłem, że Wałęsa energicznie namawiał go do odczytania komunikatu. Powód niechęci Gwiazdy był zrozumiały. Nie chciał, żeby jego zwolennicy w „Solidarności” pomyśleli, że on, niezłomny krytyk władz, uległ Wałęsie, który – w przeciwieństwie do niego – zajmował postawę ugodową. Demonstrowana przez inżyniera Gwiazdę nieustępliwość
i agresywność (miał ją wypisaną na twarzy), budziła we mnie lęk. Na swój użytek nazwałem go Dzierżyńskim „Solidarności”
[44]. Komunikat został odczytany i wywołał powszechną ulgę w społeczeństwie i niemałe zdziwienie we władzach „Solidarności”. Większość członków KKP uważała bowiem, że delegacja nie miała prawa zawiesić strajku generalnego.

31 marca, dzień planowanego strajku generalnego, był dniem wytchnienia i uspokojenia nastrojów. Przedstawiciele „Solidarności” szykowali się do spotkania KKP, które zaplanowane zostało na 1 kwietnia i odbyć się miało w Gdańsku. Atmosferę podróży
z Warszawy do Gdańska opisuje A. Celiński: Wracaliśmy z Warszawy do Gdańska na Komisję Krajową. Mietek Wachowski jeździł bardzo szybko i Wałęsa tego od niego wymagał. Lubił szybką jazdę. 31 marca jechaliśmy do Gdańska. Jechaliśmy okrężną drogą, dwa razy wolniej niż normalnie, w ogóle się nie spiesząc. Żartowaliśmy sobie, mówiąc,
że tym razem polecą łby, ale nasze; panował nastrój zaprawiony odrobiną goryczy
[45].
To poczucie goryczy towarzyszyć już miało wszelkim działaniom „Solidarności”
aż do wprowadzenia stanu wojennego. A w wypowiedziach wielu działaczy pojawia się
do dzisiaj. W trakcie rokowań, jak i później w czasie posiedzenia KKP następowały kolejne starcia pomiędzy „radykałami”, którzy domagali się twardej konfrontacji z rządem
i L. Wałęsą, który opowiadał się za szukaniem dróg porozumienia i współpracy, zgodnie
z sugestiami wielu doradców. Tak podsumowywał ten okres L. Wałęsa: I tak rozpoczął
się okres, który miał już dla społeczeństwa smak piołunu, domieszkę goryczy na myśl,
że jeszcze nie osiągnęliśmy szczytu, że droga się wydłuża, że jeszcze przed nami niewiadoma i że trzeba iść dalej jakby w smudze cienia. To przykre doświadczenie. Doświadczenie niechętnie przyjmowane po wspaniałych dniach Sierpnia
[46].

Obrady KKP rozpoczęły się po południu 31 marca. Omawiano na nich przebieg rozmów z rządem. Wiesław Chrzanowski, doradca KKP referował rozmowy z rządem w sprawie abolicji dla działaczy opozycyjnych. Stwierdził, że nie widzi szans na realizację tego postulatu i dalsze rozmowy uważa za bezcelowe. Przewodniczący łódzkiego MKZ,
A. Słowik referował sprawy dotyczące możliwości zrzeszania się chłopów. Stwierdził,
że rozmowy w tym zakresie były „teatrem”, a decyzje zapadły nie w rządzie a w KC PZPR. Wyraził przekonanie, że nie można liczyć na szybką rejestrację „Solidarności” RI. Generalnie wynik rozmów uznano za niewystarczający. Osobnym głosem w dyskusji był list, który skierowali do KKP J. Rulewski i M. Łabentynowicz, pobici członkowie MKZ Ziemi Bydgoskiej. Krytykowali oni L. Wałęsę i przebieg oraz efekty rozmów. Działacze
z Bydgoszczy na początku listu scharakteryzowali sytuację, która wytworzyła się w wyniku ich pobicia: Gwałt, jaki zadano nam, całe społeczeństwo polskie odczuło jako gwałt zadany narodowi. Dlatego masowo napływają do nas solidaryzujące się z nami rezolucje, a także życzenia wystąpienia we wspólnym froncie przeciwko kilku gangsterom partyjnym, co do których rodowodu istnieją szerokie podejrzenia. Razem z nami występować chciała
/i czyniła zresztą to/ cała prasa, stowarzyszenia naukowo-twórcze, pisarze, potężny Kościół, studenci z wykładowcami i związki autonomiczne. Mieliśmy zatem stan narodowego powstania
[47]. W dalszej części listu jego autorzy stwierdzali, że wszelkie atuty w zaistniałej sytuacji należały do „Solidarności” i należało osiągnąć znacznie więcej niż udało się osiągnąć. Tymczasem Przegraliście wszystkie karty łącznie z cenzurą, więźniami politycznymi i rolnikami[48]. J. Rulewski i M. Łabentowicz zrzucali całą winę na L. Wałęsę. Oskarżali go o potajemne porozumienie z S. Kanią i o to, że „Solidarność” sprzedała nadzieje innych grup społecznych[49]. Na koniec listu w ten sposób ocenili zawarte porozumienie: Ten kompromis, to jest nawrót do 1970 r. i tylko dlatego, że naszą obroną był Hymn i odpowiedzialność nie padły trupy[50]. List otwarty do L. Wałęsy napisał także
A. Gwiazda. W czasie posiedzenia większość członków KKP była za odrzuceniem porozumienia warszawskiego i żądała dymisji członków delegacji.
L. Wałęsa natomiast w trakcie dyskusji rozdawał najbardziej zapalczywym dyskutantom teleksy z treścią uchwał, w których przedstawiciele zakładów pracy z poszczególnych regionów chwalili decyzję delegacji „Solidarności” o zawieszeniu strajku generalnego. Ostatecznie KKP w głosowaniu podjęła uchwałę o odwołaniu strajku powszechnego
w całym kraju z wyłączeniem regionu bydgoskiego, gdzie decyzję pozostawiono lokalnemu MKZ. Za odwołaniem strajku było 25 głosów, 4 przeciw, a 6 wstrzymujących się. KKP przyjęła następujące oświadczenie: KKP przyjmuje oświadczenie z dnia 30.03.1981 r. jako wstępne porozumienie pozwalające na wszczęcie negocjacji z rządem w głównych problemach konfliktowych. KKP zleca zespołom problemowym przygotowanie poszczególnych stanowisk w terminie 7 dni, z uwzględnieniem stanowiska załóg,
a w sprawie zrzeszania się rolników indywidualnych w związki zawodowe – w porozumieniu z NSZZ „Solidarność” RI. KKP w oparciu o wstępne porozumienie i zapowiedź szczegółowych negocjacji z rządem zdecydowała się odwołać strajk właściwy oraz gotowość strajkową. Decyzję w sprawie gotowości strajkowej w regionie bydgoskim KKP pozostawia plenum tego regionu. KKP przystępuje do negocjacji bez gotowości strajkowej wierząc,
że będzie tym razem traktowana jako partner zgodnie z wcześniejszymi oświadczeniami przedstawicieli rządu
[51].

W czasie gdy w Gdańsku trwało spotkanie KKP w Warszawie odbyło się posiedzenie rządu, które zaakceptowało wynik negocjacji z „Solidarnością”. W czasie dyskusji, która według relacji M.F. Rakowskiego nie przebiegała burzliwie podkreślano, że niepotrzebnie delegacja rządowa ustąpiła w sprawie przyjęcia przez „Solidarność” warunków stabilizacji sytuacji. Wg wicepremiera M. F. Rakowskiego przyjęcie takiego dokumentu przez „Solidarność” było niemożliwe, ponieważ wg jego ocen i tak członkowie delegacji KKP będą krytykowani za kapitulanctwo.

Początek kwietnia były to dni znacznego uspokojenia nastrojów. „Washington Post” napisał, że raz jeszcze Polska wycofała się znad skraju przepaści[52]. Była to ocena zupełnie uzasadniona. Obie strony sporu ledwie utrzymały na wodzy swoich najbardziej radykalnych członków. Przewodniczący KKP L. Wałęsa z trudem opanował radykalizm przedstawicieli MKZ z Bydgoszczy i Łodzi, a PZPR nie poszła drogą wskazywaną przez twardogłowych.

Zagadka wydarzeń bydgoskich nie znalazła wyjaśnienia do dzisiaj. Wciąż nie jest jasne czy decyzja o użyciu siły wobec członków MKZ zapadła w Bydgoszczy, a jeśli tak, czy była odpowiedzią na próbę okupacji sali WRN czy raczej atak na „Solidarność” miał spowodować wybuch protestów. Tu pojawia się kolejna zagadka. Czy liczono się
z niepowstrzymaniem przez liderów „Solidarności” protestów i zakładano rozbicie „Solidarności” siłą, czy też wprowadzić miano jakiś rodzaj stanu wyjątkowego albo chodziło „tylko” o skompromitowanie „Solidarności” jako siły radykalnej. Bez dostępu do archiwów radzieckich nie wiadomo jakie plany mieli towarzysze z KPZR. Czy spokojnie przyglądaliby się rozwojowi sytuacji w Polsce, czy też parliby do interwencji zbrojnej albo przymusili Polaków do rozwiązania konfliktu siłą polskiego wojska. Zagadki pozostały także po drugiej stronie. Niewyjaśnione pozostają motywacje J. Rulewskiego. Czy faktycznie planował on okupowanie sali, czy też jego celem było jedynie zwrócenie uwagi na problem rejestracji „Solidarności” RI. Pytania te pozostają bez odpowiedzi. Bardzo ciekawą i głęboką analizę wydarzeń bydgoskich dał Leszek Mażewski w swojej pracy „Niszczący dualizm. Polityka NSZZ „Solidarność” w latach 1980-1981”. Bardzo dokładnie scharakteryzował on przebieg konfliktu zarówno wewnątrz „Solidarności” jak i PZPR[53].

Kilka dni po podpisaniu porozumień warszawskich wszyscy jakby zapomnieli o kryzysie spowodowanym wydarzeniami w Bydgoszczy. Rząd zajął się naprawianiem bardzo już kulejącej gospodarce a w „Solidarności” zaczęła się walka o przywództwo. Walka, której pewien etap zakończył się na zjeździe w Gdańsku, ale której echa są czytelne do dzisiaj
i przekładają się na aktualne postawy i wypowiedzi uczestników wydarzeń sprzed ponad
25 lat.

3. Polityka informacyjna w dniach kryzysu

Polityka informacyjna była jednym z głównych tematów jakie poruszali uczestnicy posiedzeń BP KC PZPR, które obradowało każdego dnia kryzysu bydgoskiego. Wśród uczestników tych spotkań byli: członkowie BP – Stanisław Kania, Kazimierz Barcikowski, Tadeusz Grabski, Henryk Jabłoński, Mieczysław Jagielski, Wojciech Jaruzelski, Stefan Olszowski, Roman Ney, Józef Pińkowski, zastępcy członków BP – Władysław Kruk, Roman Ney, Jerzy Waszczuk, Emil Wojtaszek, sekretarze KC – Zdzisław Kurowski, Jerzy Wojtecki, członkowie Sekretariatu KC – Stanisław Gabrielski, Zbigniew Zieliński. W posiedzeniach BP w tych dniach nie uczestniczyli Mieczysław Moczar, Andrzej Żabiński, Tadeusz Fiszbach. Wśród gości, którzy nie byli członkami BP znaleźli się Mirosław Milewski – minister spraw wewnętrznych, Stanisław Kociołek – I sekretarz Komitetu Warszawskiego, Mieczysław Rakowski – wicepremier, Stanisław Mach – wicepremier, Andrzej Barzyk – kierownik Wydziału Organizacyjnego KC. Przebieg obrad był protokołowany. Wszystkie protokoły miały klauzulę tajne. Zostały one opublikowane w zbiorze pt. „Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a >>Solidarność<<>

Tak system informacji w Polsce w latach PRL charakteryzuje Maciej Kwaśniewski,
w latach 1980-1981 współpracownik ZR Świętokrzyskiego NSZZ „Solidarność”, a obecnie zastępca redaktora naczelnego „Gazety Krakowskiej”: System informacji był w PRL całkowicie kontrolowany przez PZPR. Szefowie wszystkich mediów byli ludźmi szczególnego zaufania i sami troszczyli się o to, aby wiadomości ściśle odpowiadały linii partii. Nad wszystkim czuwała wszechobecna cenzura. Jej funkcjonariusze czytali każdy tekst,
a cenzorskie zapisy, o czym można, a o czym nie można pisać, dotyczyły wszystkich przejawów życia. W mediach podstawowe informacje otrzymywało się za pośrednictwem gotowych depesz PAP, które musiały być opublikowane w niezmienionym kształcie. Monopol informacyjny partii był jednym z przejawów zniewolenia. Odczucie tego było dość powszechne, skoro zniesienie cenzury i dostęp do tzw. środków masowego przekazu był jednym z najważniejszych postulatów polskiego Sierpnia
[54]. I chociaż zupełnie nieprawdziwa jest teza o zakazie skrótów depesz z PAP to należy się zgodzić z ogólną oceną polityki informacyjnej PZPR w latach PRL. Depesze z PAP były skracane. Im redakcja była niżej
w hierarchii na tym większe skróty mogła sobie pozwolić. W Łodzi najmniej skrócić mogli redaktorzy „Głosu Robotniczego”, więcej z oficjalnych depesz wyciąć mogli wydawcy „Dziennika Łódzkiego”, a już „Express Ilustrowany” publikował właściwie stale tylko skróty depesz PAP.

W tej części pracy zaprezentowany zostanie przebieg rozmów, które odbywali członkowie BP KC PZPR. W czasie posiedzenia odbytego dwa dni po wydarzeniach
w Bydgoszczy czyli 21 marca przygotowania do relacjonowania kryzysu relacjonował
S. Olszowski, który zapowiadał uruchomienie całodobowych dyżurów w redakcjach telewizji, radia i redakcjach gazet. Oczywiście dyżury miały być też prowadzone w Wydziale Prasy KC PZPR, który nadzorował środki masowego przekazu. S. Olszowski zwracał uwagę na problem jakim było pojawienie się „Solidarności” w redakcjach. Efektem tego były m. in. przerwy w emisji programu w Warszawie w czasie strajku ostrzegawczego. Rozważano więc zmilitaryzowanie środków masowego przekazu, przede wszystkim telewizji. Członkowie BP KC PZPR, którzy brali udział w posiedzeniach BP KC PZPR zwracali uwagę
na niekonsekwencje w prezentowaniu przebiegu wydarzeń w Bydgoszczy. Przykładowo
Z. Zieliński zwracał uwagę, że w pierwszym dniu relacjonowania wydarzeń bydgoskich
w jednej gazecie – „Trybunie Ludu” – w trzech artykułach prezentowano różne szczegóły tych samych wydarzeń. Na tym samym posiedzeniu W. Kruk krytykował także tempo przygotowywania informacji. Nasza informacja była spóźniona i nieskładna, sprzeczna
z niektórymi faktami podanymi na telekonferencji
[55]. Przeciwstawiał tej polityce sprawność
i skuteczność w dotarciu do opinii publicznej „Solidarności”. „Solidarność” imponuje szybkością docierania do mas z informacją. Od wczesnych godzin rannych w zakładach był kalendarz „Solidarności” o wydarzeniach w Bydgoszczy[56]. Minister Spraw Wewnętrznych
M. Milewski formułował następujące zalecenia dla Wydziału Prasy KC PZPR: trzeba prawdziwie informować, a równocześnie dementować plotki[57]. Te zalecenia nigdy nie zostały zrealizowane. Zrealizowano za to zalecenia S. Kani Opanować i utrzymać kontrolę nad środkami masowej informacji, wyciągnąć wnioski wobec przejawów niesubordynacji[58]. Zdecydowana większość gazet w tym zdecydowanie DŁ i EI poddały się tej kontroli
w ogromnym stopniu. Nie było potrzeby w tym celu zacieśniać cenzury. Podobnie jak
we wcześniejszych latach najlepiej działała cenzura dokonywana przez samych dziennikarzy. Pisali oni w zdecydowanej większości to czego od nich oczekiwano. A ci, którzy nie pisali
w sposób oczekiwany przez władze nie przechodzili przez cenzurę w redakcji. Dlatego też interwencji przedstawicieli Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk było niewiele.

Premier gen. W. Jaruzelski na posiedzeniu BP KC PZPR bezpośrednio
po wydarzeniach bydgoskich zwracał uwagę na nieufność z jaką przyjmowane były słowa oficjalnej propagandy i twierdził: lepiej milczeć niż mówić półprawdę[59]. Analiza artykułów
w łódzkich dziennikach wykazuje, że nie stosowano także i tego zalecenia. Należy jednak podkreślić, że łódzkie gazety były, w omawianym okresie, głównie nośnikiem depesz przygotowanych w PAP. Przykładem zestawu półprawd było kalendarium opublikowane
we wszystkich dziennikach 23 marca. Część faktów umieszczona w tym dokumencie była inaczej przedstawiona w raporcie końcowym komisji rządowej prof. J. Bafii. Choć i tak publikacje gazetowe były bliższe prawdy i właściwie pozbawione propagandowego zacięcia
w porównaniu z relacjami w „Dzienniku Telewizyjnym” emitowanym w TVP. Przykładem takich manipulacji były kwestie związane z obrażeniami jakie miał odnieść J. Rulewski
w wypadku drogowym niedaleko miejscowości Łomna k. Warszawy. Dziennikarze telewizyjni próbowali udowodnić tezę, że J. Rulewski spowodował wypadek samochodowy
w którym zginął pieszy i właśnie w wyniku tego wypadku odniósł obrażenia, które wieczorem 19 marca stwierdził lekarz po przewiezieniu pobitych w sali WRN
w Bydgoszczy[60]. W relacji PAP, publikowanej także w łódzkich gazetach, nie stawiano tej tezy. Stwierdzano, że J. Rulewski miał wypadek, ale nie było już sugestii, że to w nim poniósł obrażenia. Faktografia została przygotowana przez PAP na polecenie S. Olszowskiego. Opublikowanie faktografii i rezolucji np. KW PZPR z Bydgoszczy nie zaspokoiło jednak oczekiwań opinii publicznej. Poza tym władza wciąż przegrywała z „Solidarnością”.
I sekretarz, S. Kania, domagał się takiej organizacji pracy komórkach odpowiedzialnych
za informacje, w pionie propagandy i prasy by nadążać za rozwojem wydarzeń, aby w porę informować i reagować[61].
Tak mówił na posiedzeniu BP KC PZPR, które miało miejsce
23 marca. Następnego dnia po raz kolejny poruszył ten temat: W oświetlaniu tego tła i powagi sytuacji wciąż jesteśmy spóźnieni, natomiast aktywność propagandowa „Solidarności” jest niezwykła i pierwsza dociera do umysłów[62]. Inaczej podejście opinii publicznej do informacji oficjalnych komentował w wywiadzie dla „Gazety Krakowskiej” J. Klasa, kierownik Wydziału Prasy, Radia i Telewizji KC PZPR: Ponieważ nasza informacja broni władzy, jest
z tego powodu mniej wiarygodna, a informacja „Solidarności” była bardziej atrakcyjna,
bo tę władzę atakowała
[63]. Warto jednak podkreślić, że władza była na straconej pozycji.
W latach 80 nie prowadzono badań, których celem było sprawdzenie czy odbiorcy ufają informacjom z oficjalnych środków masowego przekazu ale powszechne przekonanie społeczne skutkowało pisaniem na murach „Telewizja kłamie”. W swojej wypowiedzi
S. Kania podkreślał, że najważniejsze w trakcie kryzysu jest panowanie nad środkami masowego przekazu, nawet przy zastosowaniu nadzwyczajnych środków[64]. Na szczęście
w marcu nie doszło jeszcze do żadnego stosowania środków nadzwyczajnych. I chociaż już po kryzysie bydgoskim władze rozprawiły się z Gazetą Krakowską to media, a więc także
i gazety, zostały w pełni podporządkowane władzy dopiero po wprowadzeniu stanu wojennego, gdy zawieszono wydawanie wszystkich poza GR gazet w Łodzi. W samym
GR odsunięto od pracy prawie wszystkich dziennikarzy a gazeta powstawała z radiowego nasłuchu przygotowanych w Warszawie depesz. Zaczęły też działać komisje weryfikacyjne, które części dziennikarzy nie dopuściły do ponownego podjęcia pracy.

W czasie posiedzenia BP KC PZPR 23 marca o sytuacji w propagandzie, jak ówcześnie nazywano politykę informacyjną mówił także S. Olszowski nadzorujący pracę Wydziału Prasy KC PZPR: Jesteś świadom słabości propagandy w obecnej sytuacji (…) Propaganda będzie wtedy skuteczna, jeśli skuteczna i konsekwentna będzie polityka. Jeśli polityka jest pełna meandrów, to i propaganda będzie zła, niezależnie czy będzie nią kierował Waszczuk, Olszowski, czy ktoś inny[65]. Jako osoba odpowiedzialna za media S. Olszowski prosił także o zorganizowanie spotkania S. Kani z redaktorami naczelnymi i dziennikarzami głównych redakcji. Do takiego spotkania doszło 26 marca. Dzięki takim rozmowom, a mniej dzięki działaniom cenzury dziennikarze wiedzieli co pisać, jakie ujęcie tematu znajdzie uznanie członków kolegiów redakcyjnych i ostatecznie znajdzie się w druku. Podobne spotkania były organizowane na niższym szczeblu. Jak wspomina E. Müller w Łodzi wyglądało to tak: Zasadą było, że o materiałach decydowało kierownictwo redakcji.
W czasach trudnych, czyli np. w okresie „kryzysu bydgoskiego” KŁ PZPR organizował
w Wydziale Propagandy operatywki, na które chodził ktoś z kierownictwa. Z redakcji Expressu często byłem to ja. Na tych odprawach decydowano komu dać odpór i w jaki sposób. Szczegóły należały jednak do inwencji zespołów redakcji
[66]. Cenzor w drukarni interweniował rzadko i raczej w zakresie drobiazgów. Przykładem może być przypadek, który zdarzył się innemu łódzkiemu dziennikarzowi, S. Bąkowiczowi. W informacji z jakiejś lokalnej uroczystości w Skierniewicach napisał on, że uroczystość została uświetniona występem orkiestry garnizonowej ze Skierniewic. Cenzor nakazał usunięcie tej informacji, ponieważ oficjalnie w Skierniewicach, nie było jednostki wojskowej a więc nie mogło też być, przynajmniej w prasie, orkiestry wojskowej. Jak wspominają łódzcy dziennikarze czasem dochodziło do konfliktów z cenzorami, którzy zdejmowali teksty. W tej sytuacji często odwoływano się do decyzji redaktorów naczelnych, którzy potrafili, w niektórych wypadkach, wpłynąć na zmianę decyzji cenzora.

24 marca, gdy obradowało BP KC PZPR znana była już decyzja KKP
o proklamowaniu strajku ostrzegawczego na dzień 27 marca i strajku generalnego na dzień
31 marca. Premier, gen. W. Jaruzelski wskazywał więc bardzo ważne zadanie dla prasy jakim było: Przygotować opinię społeczną – uświadomić, co oznacza strajk generalny dla kraju, dla każdego obywatela[67]. W dalszej części pracy przedstawione zostały artykuły, które były odpowiedzią na to zadanie. Jedną z osób uznawanych za partyjnych liberałów był wicepremier M. F. Rakowski. Jednak część z jego wypowiedzi z posiedzenia BP KC PZPR
z 24 marca jest skazą na tym wizerunku: Nie można liczyć, że raport Bafii wszystko wyjaśni, znajdzie winnych. Komisja nie podpisze takiego raportu, jaki chcemy, żeby on był. Raport stawia znaki zapytania, bo to nakazuje uczciwość. (…) Atak na ekstremę „Solidarności” możemy przypuścić pod warunkiem, że będziemy mieli oczyszczone przedpole. (…) Zgadzam się, że potrzebne są szokujące ruchy dla otrzeźwienia[68]. Dyskusję o wykorzystaniu środków masowego przekazu w oddziaływaniu na opinię publiczną podsumował S. Kania, który stwierdził, że należy zrobić wszystko, aby panować nad środkami masowego przekazu,
w propagandzie pokazywać, że sprawa Bydgoszczy ma szersze tło i historia
[69]. Chodziło przede wszystkim o ukazanie, że do pobicia co prawda doszło, ale głównie dlatego, że MKZ planował okupację sali WRN.

Kolejne posiedzenie BP KC PZPR odbyło się 25 marca, w przerwie obrad IX Plenum KC PZPR. Poruszano na nim tę samą tematykę co na posiedzeniu KC PZPR. Był to także dzień przed opublikowaniem raportu komisji prof. J. Bafii. Rozmawiano więc także
o wynikach rozmów z delegacją „Solidarności”, które trwały równolegle z posiedzeniem KC PZPR. Poruszono także temat dotyczący polityki informacyjnej. K. Barcikowski stwierdzał, że „Solidarność” prowadziła bardzo skuteczną działalność informacyjną natomiast Równocześnie nikt nie wierzy naszemu oświetleniu[70]. W dużej mierze było to spowodowane wieloma nieścisłościami w przekazywaniu informacji zarówno po wydarzeniach bydgoskich jak i w kolejnych dniach. Także twardogłowi członkowie KC mieli swoje oczekiwania
i plany związane z propagandą. S. Olszowski odnosił się do opublikowanego 23 marca listu
S. Bratkowskiego do członków partii. Informował, że S. Klasa rozmawiał z S. Bratkowskim
i przekonywał go do wycofania listu. Ta misja się nie udała i S. Bratkowski nie wycofał listu. W konsekwencji więc S. Olszowski zakazał publikacji listu w oficjalnych mediach. Relacjonował też plany Wydziału Prasy KC PZPR: W propagandzie trzeba podkreślić myśl główną, że tylko partia może być stabilizatorem sytuacji politycznej[71]. Myśl ta okazała się nieprawdziwa. Ustabilizować sytuację polityczną zdołała dopiero Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Choć trudno zamach stanu nazwać stabilizacją. W ostatnich dniach marca aktualny stał się też problem wzrastającej swobody lokalnych gazet. Najpełniejszym przykładem takiego wymykania się spod kontroli była „Gazeta Krakowska”. Symptomy takich zachowań można było też odnaleźć w „Głosie Robotniczym”. A. Żabiński stwierdzał więc, że: należy wzmóc kontrolę nad wojewódzkimi gazetami, one przestają być narzędziem KW. Trzeba też ze względów oszczędnościowych ograniczyć program telewizyjny, a także ograniczyć ilość tytułów prasowych[72]. Do takich działań jednak nie doszło aż do 13 grudnia kiedy zawieszono zdecydowaną większość gazet zarówno lokalnych jak i ogólnopolskich.

W trakcie rozmowy o działalności propagandowej mówiono także o niestandardowych rozwiązaniach. J. Pińkowski zwracał uwagę, że „Solidarność” posłużyła się taśmami magnetofonowymi, z których przekaz skuteczniej docierał do odbiorców niż słowo pisane.
I chociaż J. Pińkowski zachęcał: My też powinniśmy posługiwać się w propagandzie mniej konwencjonalnymi metodami[73]. Nic takiego nie miało miejsca.

Piątek 27 marca był dniem strajku ostrzegawczego. By podsumować sytuację po jego zakończeniu odbyło się posiedzenie BP KC PZPR. Członkowie BP KC PZPR byli pod wrażeniem sprawności i zasięgu strajku ostrzegawczego. Ponieważ w tym czasie rozmowy
z „Solidarnością” znalazły się w impasie rozmawiano o przygotowaniach do strajku generalnego. S. Olszowski referował przygotowania do działalności propagandowej: Zapewniony jest druk „Trybuny Ludu” i „Żołnierza Wolności”. Materiały propagandowe antystrajkowe są przygotowane[74]. Te same gazety były jedynymi, które ukazywały się bezpośrednio po 13 grudnia.



[1] Rady narodowe, organy tworzone w Polsce od 1944 r. do kontroli urzędów administracji państwowej. Od 1950 r. stały się terenowymi organami władzy państwowej i podstawowymi organami samorządu terytorialnego. Działały do 1990 r. na wszystkich szczeblach organizacji administracyjnej kraju: w województwach, powiatach, gminach (gromadach). Status rad narodowych w życiu społeczno-gospodarczym państwa wyznaczyła konstytucja z 1952 r. Kilkakrotnie (1972, 1973, 1975, 1983) dokonywano zmian w ich strukturze i zakresie działania. Rady narodowe wybierane były przez mieszkańców określonej jednostki administracyjnej na 4 lata. Obradowały na sesjach, podejmując decyzje w formie uchwał. Kierowały całokształtem życia społeczno-gospodarczego na podległym terytorium poprzez działalność prezydium, komisji i radnych oraz przez organy zarządzania i administracji, do których od reformy 1972-1975 r. należeli także wojewodowie, prezydenci miast, naczelnicy gmin.

[2] Wydarzenia bydgoskie, „Tygodnik Solidarność” 1981, nr 1 z 3 kwietnia, s. 3.

[3] Encyklopedia Gazety Wyborczej, t. 8, Kraków 2005, s. 685.

[4] Wydarzenia bydgoskie…, s. 3.

[5] T. Chinciński, Bydgoski marzec 1981 roku , „Biuletyn IPN” 2002, nr 12(23) z grudnia, s. 66.

[6] Wydarzenia bydgoskie…, s. 3.

[7] W. Kalicki, Ci odlatują, ci zostają, „Duży format” 2006 nr 12/673 z 20 marca, s. 18.

[8] T. Chinciński, Bydgoski marzec…, s. 67.

[9] Wydarzenia bydgoskie, „Tygodnik Solidarność”, 1981, nr 1 z 3 kwietnia, s. 3.

[10] A. Paczkowski, Droga do „mniejszego zła”. Strategia i taktyka obozu władzy lipiec 1980 – styczeń 1982, Kraków 2002, s. 151.

[11] Relacja Andrzeja Celińskiego, [w:] L. Wałęsa, Droga nadziei, Kraków 2006, s. 269.

[12] A. Paczkowski, Droga do „mniejszego zła”…, s. 151.

[13] Komunikat nr 66 NSZZ Solidarność MKZ Ziemi Łódzkiej z dnia 20 III 1981 r. w zbiorach autora.

[14] Wydarzenia bydgoskie, „Tygodnik Solidarność”…, s. 3.

[15] Tamże, s. 3.

[16] Tamże, s. 3.

[17] Tamże, s. 3.

[18] Tamże, s. 3.

[19] Fotografia J. Rulewskiego została opublikowana m. in. w „Biuletyn IPN” 2002, nr 12(23) z grudnia, s. 67.

[20] Fotografia M. Łabentowicza została opublikowana m. in. w „Biuletyn IPN” 2002, nr 12(23) z grudnia, s. 70.

[21] Szerzej patrz relacja Andrzeja Celińskiego [w:] L. Wałęsa, Droga nadziei…, s. 269.

[22] Więcej na ten temat A. Paczkowski, Droga do „mniejszego zła”…, s. 147 – 172.

[23] K. Czabański, Pierwsze podejście. Zapiski naocznego świadka, Warszawa 2005, s. 151.

[24] Relacja Mieczysława Wachowskiego [w:] L. Wałęsa, Droga nadziei…, s. 270.

[25] M. F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979 – 1981, Warszawa 2004, s. 365

[26] Tamże, s. 366.

[27] Posiedzenie Biura Politycznego KC PZPR, „Głos Robotniczy” 1981, nr 58 (11249) z 23 marca, s. 1.

[28] M. F. Rakowski, Dzienniki…, s. 367.

[29] A. Brzeziecki, K. Burnetko, J. Skoczylas, Wałęsa. Ludzie. Epoka, Warszawa 2005, s. 101.

[30] M. F. Rakowski, Dzienniki…, s. 366.

[31] Więcej A. Brzeziecki, K. Burnetko, J. Skoczylas, Wałęsa…, s. 103 oraz relacja Konrada Maruszczyka [w:] L. Wałęsa, Droga nadziei…, s. 271i relacja A. Celińskiego [w:] Droga nadziei…, s. 271.

[32] Stan napięcia w regionie łódzkim, „Express Ilustrowany” 1981, nr 60 z dnia 26 marca, s. 2.

[33] Żąda się ode mnie szacunku dla partnera, a traktuje jak worek do bicia, „Dziennik Łódzki” 1981, nr 59 (9810) z dnia 24 marca, s.1.

[34] Relacja M. Wachowskiego…, s. 272.

[35] M. F. Rakowski, Dzienniki…, s. 370.

[36] Tamże, s. 373.

[37] Spotkanie W. Jaruzelskiego z Prymasem Polski, „Express Ilustrowany” 1981, nr 61(3133) z dnia 27 – 29 marca, s. 1.

[38] S. Dzięcięlska-Machnikowska, G. Matuszak, Czternaście łódzkich miesięcy, Łódź 1984, s. 120-121.

[39] Imię nieustalone.

[40] Więcej L. Mażewski, Niszczący dualizm. Polityka NSZZ „Solidarność” w latach 1980-1982, Toruń 2004, s. 72-75.

[41] Problem omówiony szerzej w rozdziale poświęconym „Głosowi Robotniczemu”.

[42] M. F. Rakowski, Dzienniki…, s. 381.

[43] Tamże, s. 382.

[44] Tamże, s. 383.

[45] Relacja Andrzeja Celińskiego, [w:] L. Wałęsa, Droga…, s. 274.

[46] L. Wałęsa, Droga…, s. 276.

[47] Polemiki związkowe, „Solidarność Ziemi Łódzkiej” 1981, nr 13(26) z 2 kwietnia, s. 2.

[48] Tamże, s. 2.

[49] Tamże, s. 2.

[50] Tamże, s. 2.

[51] Oświadczenie KKP, „Serwis informacyjny” 1981, nr 25 z 6 kwietnia, s. 2.

[52] M. F. Rakowski, Dzienniki…, s. 387.

[53] L. Mażewski, Niszczący…, s. 52-101.

[54] M. Kwaśniewski, Fenomen „Gazety Krakowskiej” [w:] Między Sierpniem a Grudniem. „Solidarność”
w Krakowie i Małopolsce w latach 1980-1981, pod red. T. Gąsowskiego, Kraków 2006, s. 79.

[55] Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a „Solidarność” 1980-1981. w oprac. Z. Włodka, Londyn 1992, s. 288.

[56] Tamże, s. 288.

[57] Tamże, s. 289.

[58] Tamże, s. 290.

[59] Tamże, s. 294.

[60] Na terenie Bydgoszczy MO i SB kolportowała ulotki podpisane „prawdziwi członkowie Solidarności”, w których pisano, że J. Rulewski zabił niewinnego człowieka. Więcej „Loża. Niezależne Pismo Studentów” 1981, nr 2 z 30 marca.

[61] Tamże, s. 298.

[62] Tamże, s. 299.

[63] Wywiad z J. Klasą, „Gazeta Krakowska” 1981, nr 81, s. 1.

[64] Tamże, s. 300.

[65] Tamże, s. 305.

[66] Relacja E. Müllera z 6 XI 2007 r., w zbiorach autora.

[67] Tajne dokumenty…, s. 307.

[68] Tamże, s. 307.

[69] Tamże, s. 309.

[70] Tamże, s. 311.

[71] Tamże, s. 313.

[72] Tamże, s. 313.

[73] Tamże, s. 314.

[74] Tamże, s. 318.

Brak komentarzy: